[BLURBY] Oto ciało, oto słowo. Poeta rozgaszcza się w polszczyźnie z rozmachem. Jest w tym zarazem doskonałe opanowanie języka, jak i interesująco realizowane przesunięcia w nim. Futurystyczna praca w słowie służy nie tylko eksperymentowi, służy czuciu. Ta książka ćwiczy wyobraźnię, jest też jak tafla wody w głębokiej studni, w której lustro można wpatrywać się bez końca, a rzucone w głąb słowo – echem – wraca, wraca, wraca. Małgorzata Lebda *** Kiedy świat zidiocieje do reszty, Zawadski chwyci nas za bary i wrzaśnie na całe gardło: kochajmy się jak wariaci, teraz i zawsze, na wojnie i kiedy nie boli. Marcin Gaczkowski *** Granice czekają, aż się je przekroczy. Nie tylko te między państwami, ale i wszystkie inne, językowe i ludzkie też. I Jurij Zawadski te granice przekracza, wchodzi do języka polskiego z zewnątrz, pozdrawiając Aleksandra Wata, przedostaje się przez wszystkie możliwe szczeliny, a potem rozciąga ten język od środka, eksploatuje składnię i funduje nam powtórzenia rodem ze starożytnych eposów przy akompaniamencie niepokojącej melodii, gęstej jak melasa, jak mantra. Agata Puwalska