Z przedmowy... W moim prywatnym życiu po „Elementarzu” Mariana Falskiego szybko pojawił się „Świerszczyk”, odkryłem wielki świat słowa drukowanego, gazet, czasopism, książek. Oto wspomnienie tytułów, które mi towarzyszyły od dzieciństwa po „Świerszczyku” (w różnej mierze, w różnych latach): „Słowo Powszechne”, „Płomyczek”, „Głos Robotniczy”, „Gromada – Rolnik Polski”, „Płomyk”, „Świat Młodych”, „Nowa Wieś”, „Przyjaciółka”, „Dziennik Łódzki”, „Odgłosy”, „Karuzela”, „Sztandar Młodych”, „Życie Warszawy”, „Radar”, „Gazeta Wyborcza”. Wszystkie te pisma w mniejszym czy większym stopniu kształtowały mój umysł, ostatni z wymienionych tytułów wpływał na mnie szczególnie mocno – jako pierwszy przecież dziennik niezależny od PZPR, wydawany w tzw. pierwszym obiegu – aż do momentu, kiedy odkryłem, że jest to gazeta skandalicznie, niewybaczalnie antypolska, lewacka, kosmopolityczna. Zaczął wychodzić „Nasz Dziennik”, pojawił się w moim czytelniczym życiorysie regularnie, co tydzień kupowany „Głos” Antoniego Macierewicza, „Nasza Polska”, „Gazeta Polska”. Zaskoczeniem było, że w 2010 r., po katastrofie smoleńskiej, lokalne pismo „Warszawska Gazeta”, dostępne tylko na terenie województwa mazowieckiego, zostało przekształcone w ogólnopolski tygodnik społeczno-polityczny o tej same nazwie. Wypełnił on bardzo dotkliwą lukę, jedną z wielu luk, na rynku prasy, zdominowanej, niestety do dziś, przez wydawców niepolskich, i wręcz antypolskich, o kapitale zagranicznym (głównie niemieckim)...