Życie jest drogą do Boga. Każdy człowiek ma swoją. Nie od razu wiemy, jak ją przebyć. Dokonujemy wyborów, mniej lub bardziej rozsądnych, ale efekty zobaczymy dopiero po upływie czasu. Czy były dobre, widzimy oglądając się wstecz? Moja droga zaczęła się w Tczewie, bo tu się urodziłem 5 VI 1930 r., jako syn Jana Szerlego i Heleny z domu Malak. Ojciec mój był kupcem oraz właścicielem Hotelu Centralnego, restauracji, ponadto dzierżawił Grand Hotel w Tczewie. Mama pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Moimi chrzestnymi byli dziadek Jan Malak i babcia Małgorzata Paszylk ( po śmierci pierwszego męża dziadka Scherle, który zginął na pierwszej wojnie światowej, jako żołnierz niemieckiej armii; wyszła za mąż po raz drugi za Wiktora Paszylka. Dziadek Malak miał w Prusach Wschodnich majątek Szarlotowo ( obecnie Dziaduszyn). W czasie plebiscytu optował na rzecz Polski i dlatego musiał swój majątek sprzedać i wyjechać do Polski. Ponieważ na granicy Niemcy zabrali mu wszystkie pieniądze, dlatego skarżył Rząd Polski o rekompensatę. W wyniku parcelacji na Pomorzu otrzymał resztówkę z parcelowanej ziemi. Miał teraz dosyć duże gospodarstwo, na którym gospodarzył. Moja mama z trzema swoimi siostrami dzieciństwo spędziła w Szarlotowie. Dziadkowie mieli w swoim majątku nauczycielkę, która uczyła i wychowywała dziewczynki. Polonia utrzymywała ze sobą kontakty towarzyskie. Cała rodzina uczęszczała na Msze św. do Węgorzewa. Od czasu do czasu była tam odprawiana Msza św. dla Polaków, odprawiał ją po polsku polski ksiądz. Dziadek miał swój udział finansowy w budowie pięknej kaplicy do dziś czynnej w Węgorzewie. Majątek musiał być spory, skoro miał własną gorzelnię....