Miłość ta, naprawdę martwa, nigdy się nie odrodzi… Dlatego przed jej (całkowitym) końcem wybuchają zdrady będące ostatnią nadzieją miłości: nic tak nie oddala od siebie kochanków (nie tworzy różnicy), jak zdrada któregoś z nich. Ostatni nie starty jeszcze ząb – rozrasta się, i wówczas zahacza o niego ząb przeciwległy. Ruch znowu jest możliwy, ruch jest – choćby znikomy. W ten sposób zdrada staje się samouzdrowieniem miłości, jej „reperacją”, „łatą” na tym, co zużyte i zmurszałe. Nierzadko „nadpęknięta” miłość na skutek zdrady rozpala się możliwym jeszcze dla niej płomieniem i tworzy względne szczęście do końca życia. Podczas gdy bez „zdrady” kochankowie albo członkowie rodziny odpadliby od siebie z obojętnością, odsunęli się, rozwalili; umarli ostatecznie. Rosyjskie życie jest i brudne, i słabe, ale jakoś miłe.