Chociaż nieraz do tej wiedzy się odwoła, książka Macieja Tramera nie „odkryje” po raz kolejny długo skrywanych przez oficjalną peerelowską krytykę faktów dotyczących legionowej przeszłości i NKWD-owskiego więzienia, podobnie jak nie będzie „odkrywała” ani zaprzeczała lub udowadniała, a w najmniejszym stopniu „usprawiedliwiała” politycznego zaangażowania Broniewskiego w działalność komunistyczną. Nie zapyta nawet (chociaż jest to kwestia niezmiernie ciekawa i warta uczciwego studium) o przyczynę i drogę, które zbliżyły poetę do polskiej radykalnej lewicy. Nie będzie też odsłaniać nieznanych faktów z jego intymnego życia. Głównym bowiem zadaniem tej książki jest lektura poezji najpopularniejszgo poety polskiej lewicy. Od samego początku książce towarzyszy Foucaultowskie pytanie dotyczące niemożności ogarnięcia całej twórczości pisarza: „lecz cóż znaczy owo »wszystko«?”. To ono odpowiada za sygnalizowaną nieraz w narracji nieufność wobec zbyt usilnych prób scalenia Broniewskiego. Także tych, które uwikłane w propagandową wojnę, postulowały ujawnienie kompletnego wizerunku poety i jego twórczości, uwzględniającego również „pęknięcia” i „rysy” w jego biografii, i na jego twórczości. Wyznanie Broniewskiego, że wiersze „najpiękniejsze są te nienapisane”, w zasadzie opatruje całą twórczość autora Komuny paryskiej znakiem zapytania. Nie każdy z tekstów Broniewskiego doczekał się druku, część z nich – „ułożonych w pamięci” – nie została nawet napisana, a jeszcze inna część nie została podpisana lub opatrzona zaledwie pseudonimem. W swych rozważaniach Maciej Tramer często sięga zatem do tekstów niepublikowanych, wcześniejszych wersji wierszy, wspomnień czy nieznanej korespondencji Broniewskiego. Można przyjąć, że w tytułowym „brudnopisie” pytanie o „wszystko” znalazło swą odpowiedź, ale pytanie o „znaczenie »wszystkiego«” pozostało, niejako programowo, bez odpowiedzi.