Rok 1913 to mała apokalipsa, zwiastująca koniec pewnego świata. Najlepiej czuć to było w trzeszczącej w szwach monarchii austro-węgierskiej, a zwłaszcza w jej wiedeńskiej stolicy. Zmierzch, a przecież przekreślając stary porządek – rok 1913 był także początkiem nowej ery. Książka Piotra Szaroty to jednak nie tylko wycinek historii kultury, ale także opowieść o ludziach, o ich wielkości i małości, narcyzmie, głodzie sukcesu i zabójczej rywalizacji, a wreszcie o szalonych i z reguły nieszczęśliwych miłościach. To również próba odmitologizowania Wiednia, który z jednej strony był magnesem i inspiracją, z drugiej zaś – jak ujął to Thomas Bernhard – „potworną maszyną do unicestwiania geniuszy”.